Wypowiedź Sebastiana Starzyńskiego, prezesa ABR Sesty, podczas pierwszej debaty z konferencji Business Dialog i Lepszego Biznesu „Kapitał, praca, społeczność i inteligentna maszyna, czyli o powstawaniu bogactwa i zysku dzisiaj” 27.11.2015
Rozmywające się granice firm
Z Michałem Pajdakiem, założycielem i prezesem Appgration rozmawiam o API economy, współpracy i konkurencji dzisiaj.
– Zawsze pracował Pan w firmach, w których obieg informacji był w centrum zagadnień, w centrum trudnych zagadnień dodajmy, ponieważ zawsze był problem z integracją danych pochodzących z różnych dokumentów od różnych podmiotów. Czy te właśnie doświadczenia doprowadziły Pana do wniosku, że dopiero tzw. API economy umożliwi prawdziwy skok w rozwoju gospodarki, w powstaniu nowych modeli biznesu, bo pokona ten problem integracji?
– Moje doświadczenia zawodowe – Comarch, GS1, Itella i naukowy pobyt na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley – mają duże znaczenie, ponieważ dogłębnie poznałem chyba wszystkie problemy związane z integracją danych, wiem jakie to trudne. Ale nie miałoby to większego znaczenia, gdy nie zmiany, które dokonują w gospodarce i społeczeństwie, w sposobach gospodarowania, w obyczajach klientów i czynią to zagadnienie pierwszoplanowych, a w każdym razie jednym z najważniejszych, jeśli chce się iść dalej, rozwijać, zarabiać, itd.
– Zanim zapytam o te zmiany, może jednak warto zdefiniować to pojęcie: API economy. API jest przecież znane od dziesięcioleci jako Application Programming Interface, wykorzystywane do integracji systemów IT i sprzętu. Gdzie to nowość i to jeszcze ekonomiczna?
Dlaczego start-upy są bardziej innowacyjne niż duże firmy -kilka przyczyn
Najpierw przyjrzyjmy się celom działania jednych i drugich. Start-upy chcą rosnąć z natury rzeczy. Są małe, wierzą w swoją przyszłość i chcą stawać większe rozwijać się i rosnąć szybko, dynamicznie. Często dopiero tworzą rynek a przynajmniej jego część lub też wchodzą w nisze zbyt małe, aby być przedmiotem zainteresowania korporacji. Duże firmy myślą przede wszystkim o przetrwaniu, nawet jeśli mówią o wzroście.
Dlaczego IT nie jest inicjatorem innowacji?
Jest w tym pewien paradoks, że informatyka i internet jest zasadnie uważane za obszar technologii umożliwiających najważniejsze innowacje biznesowe, ale ludzie zarządzający IT oraz pracujący w działach IT już za innowatorów nie są uważani. Ba, często mają opinię hamulcowych w dziedzinie innowacyjnych zmian w modelu biznesu czy obsługi klientów czy relacji z partnerami czy w produktach i usługach. Wielokrotnie uczestniczyłam w spotkaniach w firmach, na których omawiano jakąś ważny trend na rynku i rozważano, czy nie wdrożyć w firmie, ale na te spotkania nie zapraszano ludzi od IT, a często wręcz zastrzegano, żeby przypadkiem na nich się nie pojawili.
Innowacje na rynki nieoczywiste
Jedna z powszechnie przyjętych definicji mówi o tym , że innowacje to coś, nowego, oryginalnego ale i coś co zostało zaakceptowane przez klientów. I tu następuje lista tego, czego może dotyczyć innowacyjność dłuższa lub krótsza, ale zawsze znajdują się na niej produkty i usługi. Z tym że nacisk kładziony jest na nowość, oryginalność, a z oryginalnymi produktami kojarzy nam się iPod, iPhone, najnowsze wypakowane po brzegi elektroniką samochody, samoloty, a także różnego rodzaju gadżety. Czy coś wypasionego najlepszą technologią.
Ale innowacyjność polega również na umiejętności dostrzeżenia nowych rynków albo na ich stworzeniu. Część polskich firm umiędzynarodawia swoja działalność, stara się wejść na rynki europejskie, czy amerykańskie, tam zmierzają zwłaszcza start-upy. Ale są i rynki afrykańskie, azjatyckie, nie tylko chiński czy hinduski, o których mało wiemy, a przecież tam naszym produktom łatwiej byłoby konkurować z produktami globalnymi markowymi, jako że kryterium ceny do wartości ma tam większe znaczenie niż lojalność wobec marek. Nie mówiąc o tym, że innowacyjność mogłaby polegać na tworzeniu nowych produktów na tamte rynki, nie tylko tańszych zamienników droższych konkurentów.
Współczesna innowacyjność to często umiejętność poskładania istniejących komponentów w nową całość. Nowe prostsze i zwinniejsze produkty z ładnym designem zaprojektowane na tamte rynki mogłyby by mieć spore szanse, ale czy ktoś je traktuje na poważnie?
Zanim zrobi się dobry biznes
Od dawna twierdzę, że książki o zarządzaniu nic nie wnoszą – no, albo bardzo mało – w naszą umiejętność robienia interesów, zarządzania ludźmi, biznesem. Czasem jest tam jakieś cenne spostrzeżenie, ale na jego opis wystarczyłoby zwykle półtorej strony, a nie 100 kartek. Te pozostałe karty to jest piana niepotrzebna czytelnikowi, ale potrzebna autorowi w celach zarobkowych (jak autor, wykładowca, a najczęściej konsultant).
Książki o zarządzaniu nie mogą być pouczające, ponieważ nie ma tam ludzkich losów, nie ma wiarygodnie zbudowanych bohaterów, nie ma tzw. samego życia. To wypreparowana rzeczywistość. Ale w kryminałach jest i samo życie, i prawdziwi bohaterowie.
Dumny właściciel czy inwestor bez zobowiązań?
Z wczorajszej (22.10) niezwykle bogatej rozmowy na spotkaniu zorganizowanym przez Klub Dyrektorów Finansowych „Dialog” i think tank Lepszy Biznes o stosunku Polaków do własności i o tym, jakie to ma znaczenie dla naszego rozwoju społeczno-gospodarczego, chcę tutaj wrzucić jeden tylko wątek. Otóż własność rozumiana jako posiadanie firmy – całej lub kawałka – ma budujące znaczenie, jeśli własność znaczy dla posiadającego coś więcej niż określona suma pieniędzy, na jaką wycenia się tę firmę.