Miejsce pracy najlepiej sobie stworzyć

W aktualnych dyskusjach o miejscach i formach zatrudnienia bardzo mało miejsca poświęca się analizie modeli biznesu oraz przemian w organizacji łańcucha wartości w gospodarce, koncentrując raczej na prawie, podatkach i morale przedsiębiorcy. Tymczasem największy potencjał do poprawienia sytuacji w dziedzinie pracy i przedsiębiorczości jest nie w wymuszaniu czegokolwiek (prawo i podatki), lecz w zrozumieniu jak dzisiaj działa biznes, jaki to mechanizm wytwarzania wartości oraz jak go zharmonizować z potrzebami i możliwościami człowieka.

Dzisiejsze przedsiębiorstwo – duże i małe, gdziekolwiek na świecie, w Polsce również – chce być przede wszystkim elastyczne, czyli mieć możliwość szybkiego i różnorodnego reagowania na sygnały

przychodzące z rynku albo z wnętrza organizacji. Oznacza to zarówno reakcję na trudności, na przykład upadek ważnego klienta, zamknięcie jakiejś granicy, wyjście wspólnika, wprowadzenie bardzo konkurencyjnego produktu przez ważnego konkurenta, odmowa przedłużenia kredytu obrotowego przez bank, a także reakcję na okazje i możliwości, np. otwarcie nowego oddziału, wprowadzenie nowej usługi, sojusz z nowym partnerem, wpadka konkurenta, dostęp do nowej grupy klientów. Każdy przedsiębiorca i każdy zarząd zadaje sobie pytanie, jak mieć do dyspozycji zasoby, które umożliwiają tę zwinność, ale mieć je po kosztach, które nie przerastają zysków uzyskanych dzięki tej elastyczności. Odpowiedzi zasadniczo są tylko dwie: albo prowadzić tak wysokomarżową działalność, że opłaca się mieć wszystko u siebie (ludzi, majątek trwały, moce produkcyjne, gotówkę, itd) i znajdować dla nich ciągle nowe zadania biznesowe, albo skoncentrować się tylko na kluczowych, wytwarzających wartość działaniach, tych które są unikatową umiejętnością firmy, a wszystkie usługi pomocnicze (księgowe, ochrony, sekretariatu, sprzątanie, informatyczne,transport, itd) kupować na rynku od wyspecjalizowanych firm, tylko wówczas i w zakresie jaki potrzebuje. Dzisiaj firmy coraz powszechniej wybierają drugą opcję, nie chcą mieć majątku trwałego i etatów, traktując je jako kotwice zmniejszające elastyczność, no i niepotrzebny koszt, gdy okresowo nie są potrzebne.

W konsekwencji powstaje podział na szybko rozwijające się, elastyczne, maksymalnie wyczulone na klientów firmy, mające unikatowe know how oraz kapitał społeczny lub intelektualny jako główny zasób, będące w szpicy rynku oraz mocno wyspecjalizowane firmy, pracujące na ich rzecz, zupełnie nieelastyczne, bo właśnie wyspecjalizowane. Podsumowując, aby ktoś był super elastyczny, ktoś inny nie może być elastyczny w ogóle.

Jak to się przekłada na zatrudnienie i zarobki? W zasadzie w żadnej części firma nie ma szczególnego interesu w etatowym, a więc trudnozmienialnym i kosztownym zatrudnieniu. Co więcej, tam gdzie miałaby taki interes:  doświadczona kadra dyrektorska oraz wybitni specjaliści, czyli ludzie dysponujący kapitałem intelektualnym i społecznym, tam ta kadra wcale nie jest szczególnie zainteresowana etatem, bo wynegocjuje znacznie korzystniejszą od etatu – umowę zlecenie, umowę o dzieło czy kontrakt menedżerski, czy po prostu będzie dostarczać pracę jako zewnętrzna firma.

Natomiast sprawa się komplikuje, jeśli chodzi o szeregowych wykonawców zadań. Aby opłacało się kupować usługi pomocnicze na zewnątrz muszą jednak być tańsze niż wykonywane u siebie. Są tańsze u ich dostawcy i jeszcze dostawca zarabia,  z czegoś to wynika, jakiś kosztów dostawca nie ma. Zwykle jest tak, że dostawca wyspecjalizowanych usług może je efektywniej zorganizować ze względu na większą skalę i właśnie jednorodność zadań. Zadania, całą usługę ma rozpisaną co do ostatniego szczegółu. Część pracy jest automatyzowana, a część wykonują pracownicy, którzy w zasadzie nie muszą mieć żadnych kwalifikacji, bo za rękę prowadzi ich procedura, system informatyczny, scenariusz rozmowy czy inny mechanizm postępowania. Tak jest w centrach wprowadzania danych, call center, ochronie, sprzątaniu, księgowości, help desku i wielu wielu innych miejscach. To jest współczesna fabryka usługowa, linia produkcyjna. Tu w ogóle nie ma miejsca na żaden humanizm, awans czy zarobki. To rzeczywiście dzisiejszy proletariat, bez żadnych szans na rozwój. A właśnie tym ludziom zależy na etatach, a zatem tym którzy nie mają na niego żadnych szans.

Ale czy to może się zmienić?

Myślę, że może więcej osób uzyskałoby te upragnione etaty, gdyby prawo pracy pozwalało łatwiej zwalniać oraz gdyby zmniejszyło się opodatkowanie pracy (koszt ponoszony przez przedsiębiorstwo). No, ale te etaty są tak upragnione właśnie ze względu na to, ze etatowca trudniej zwolnić i że firma ponosi koszty zabezpieczenia społecznego. Więc chętni na etaty nie będą walczyć o  zmianę prawa, a przedsiębiorcy nie będą walczyć o to, bo właśnie inaczej rozwiązują ten problem – nie zatrudniają na etat (pomijając już całą skomplikowaną patologiczną często sferę ograniczania kosztów pracy różnymi strukturami umów i podmiotów).

Uważam, że naprawdę znacząco sytuację na lepszą mogą zmienić tylko dwa mechanizmy. Po pierwsze, jeszcze większa automatyzacja pracy w firmach świadczących usługi pomocnicze oraz w firmach będących w szpicy. Spowoduje to, że będzie jeszcze mniej miejsc pracy, ale te co pozostaną będą w miarę stabilne, bowiem nie będą zależne od tego, czy zleceń jest więcej czy mniej. Wrażliwe na zwolnienia są miejsca pracy, które stają się niepotrzebne, gdy zmniejsza się popyt na usługi i produkty firmy. Chodzi o to, aby tę wrażliwą pracę wykonywały automaty i roboty, wówczas pozostała kadra – której potrzeba zawsze tyle samo, niezależnie od koniunktury – będzie mogła pracować na etat, czyli długofalowo wiążąc się z firmą i nie będzie to niekorzystne dla biznesu.

Po drugie, musi się upowszechnić świadomość, że miejsce pracy trzeba sobie stworzyć, i to wszystko jedno, czy w korporacji, w średniej firmie czy w małej działalności gospodarczej. Model wykształcenie-praca w tej samej dziedzinie co studia – awans na kolejne szczeble – praca najemna do bezrobocia albo emerytury – ewentualnie przejście na swoje, zwykle za późno, ale czasem z sukcesem musi zostać uzupełniony o model wykształcenie jako formowanie intelektualne i społeczne – eksperckość w dziedzinie niekoniecznie związanej ze studiami, raczej wynikająca z najbliższego otoczenia, aktywności w grupie lokalnej czy zainteresowań – usieciowienie tej działalności – pozyskiwanie finansowania ze źródeł korporacyjnych, ale również ze źródeł społecznościowych (również jako sprawdzian trafności pomysłu biznesowego). Ten model już jest realizowany przez młodych, a także przez przedstawicieli starszego pokolenia. Niestety, jego rozwój jest mocno hamowany przez bezmyślną publicystykę dziennikarzy i polityków, wciskającą ludzi w staroświeckie modele pracy i życia oraz kompletnie abstrahujące od zmian w modelach biznesu.

Warto też zaznaczyć, że etat zaczyna być utożsamiany z pracą, na którą nie ma popytu albo jest znaczny przerost podaży nad popytem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *